zdjęcie poglądowe, stanowi ilustrację do artykułu fot. Konrad Kacprzak
W każdym mieście, czy to Warszawie, czy Elblągu, są miejsca, w których kierowcy notorycznie łamią przepisy. Najczęściej to, jak w całej Polsce, ograniczenia prędkości, znaki nakazów, zakazów i STOP. Czy w naszym mieście są takie miejsca? Czy złamanie przepisu zawsze zależy od kierowcy?
Odpowiedź oczywista brzmi: tak. Przecież to kierowca danego pojazdu decyduje o tym, czy dany przepis złamać, czy nie. Jest jednak przecież i druga strona medalu. Często dany przepis, czy znak jest tak niefortunny, że kierowcy łamią go z premedytacją, najczęściej przeklinając pod nosem na głupotę ludzi odpowiedzialnych za dane miejsce. Teoretycznie dany znak lub ograniczenie prędkości jest uwarunkowane danym miejscem, jego przeszłością i bliskością np. szkoły. W praktyce jest tak, że niektóre znaki są po prostu niecelne, a inne nie są przestrzegane.
Czy w Elblągu są takie miejsca?
Oczywiście, każdy z kierowców potrafi od razu wymienić choćby pięć z nich.
Budzącym wiele kontrowersji jest znak nakazu skrętu w prawo przy wyjeździe z parkingu supermarketu Kaufland od strony ul. Teatralnej. Przez pewien czas znak zezwalał skręt zarówno w prawo, jak i lewo, jednakże po okresie remontu ul. Teatralnej powrócił znak nakazu w prawo. Kierowcy nadal lubią jednak skrócić sobie drogę i skręcają w lewo, co może skutkować mandatem.
Następnym „gorącym punktem” jest Aleja Tysiąclecia i skrzyżowanie z ul. Rycerską. Najczęściej pas do jazdy na wprost jest bardzo zakorkowany. Kierowcy, którzy się śpieszą próbują wjechać przed kolumnę aut z prawego pasa, przeznaczonego wyłącznie do skrętu w prawo. Często kończy się to kolizją, o czym przekonał się chociażby autor niniejszego artykułu.
Kolejny nakaz skrętu w prawo i kolejny raz przy supermarkecie. Tym razem – przy E.Leclerc. Wyjeżdżając z parkingu sklepu od strony ul. Żeromskiego musimy skręcić w prawo. Kierowcy jadą albo w lewo, albo (po otworzeniu kolejnej Biedronki) na wprost. Takie zachowanie jest niebezpieczne i często tamuje niepotrzebnie ruch.
Pomimo akcji społecznych to nic tak skutecznie nie zdejmuje nogi z gazu, jak fotoradar. Tych ubyło – m.in. został zabrany jeden z nich na ul. Królewieckiej, przy budynkach wojskowych na charakterystycznej kostce brukowej. Spowodowało to znaczne zwiększenie prędkości przez kierowców.
- Dziś jechałem przepisowo, no może 55 kilometrów na godzinę. Wyprzedził mnie kierowca, który bardzo szybko „śmignął” lewym pasem, nie mam pojęcia ile jechał. Na pewno przekroczył dopuszczalną w mieście prędkość – mówi jeden z naszych Czytelników, kierowca zawodowy, od 12 lat taksówkarz.
Kostka, którą jest wyłożona droga jest bardzo śliska. W aktualnych, zimowych warunkach jest bardzo łatwo wpaść na niej w poślizg, a co za tym idzie spowodować kolizję lub wypadek.
W kolejnym punkcie fotoradar jest, jednak często jest po prostu wyłączony. Mowa oczywiście o długiej, prostej Alei Piłsudzkiego. Ograniczenie do 40 kilometrów na godzinę jest oczywiste – w pobliżu znajduje się szkoła, obok niej przejście dla pieszych i skrzyżowanie. To wszystko stwarza warunki o podwyższonym ryzyku wypadku. Niestety, kierowcy, zwłaszcza Ci, którzy jeżdżą tą ulicą kilka razy w przeciągu dnia wiedzą, że fotoradar to tylko atrapa. Wiąże się to z rozwijaniem prędkości o wiele wyższych, niż dopuszczalna „czterdziestka”. Jak to się może skończyć – wszyscy wiemy.
Na pewno prócz wymienionych czterech miejsc są w Elblągu ulice i skrzyżowania, gdzie kierowcy łamią przepisy. Zapraszamy do komentowania – być może dzięki opiniom Czytelników na takie miejsca będziemy zwracać szczególną uwagę, zarówno jako piesi, jak i kierowcy.